niedziela, 31 sierpnia 2014

6. Życie nieustannie poddaje nas próbom.

   Wcisnęła na siebie rurki i rozejrzała się po pochłoniętym w półmroku pokoju, poszukując swojej koszulki. Zgarnęła ją z komody i na szybko poprawiła położenie swoich brązowych włosów. Stanęła, opierając się o wielką szafę z lustrem, i wpatrywała się w śpiącego Roberta, stażystę swego ojca. Na dobrą sprawę to ona zaciągnęła go do łóżka. Chciała się zabawić i wyluzować. Nie był oporny na jej wdzięki, co tylko ułatwiło jej zadanie, a kto wie, może przyda jej się ta znajomość?
   Przykucnęła przy jego twarzy, opierając się łokciem o stelaż łóżka, bardzo wygodnego tak na marginesie. Przeczesała delikatnie palcami jego blond włosy i wierzchem dłoni przesunęła po jego zaroście. Spał na brzuchu, a jego barki unosiły się równomiernie. Musnęła delikatnie jego usta i ostatni raz pogłaskała go po twarzy.
- Byłeś lepszy niż się spodziewałam. Mogłabym ci zaufać. Do zobaczenia, Robert - wyszeptała, a w odpowiedzi usłyszała koci pomruk.
   Z trudem powstrzymała się od śmiechu i, zostawiając na stole w pokoju karteczkę, wyszła z mieszkania.
Dobrze się bawiłam. Chętnie to kiedyś powtórzę, a póki co życzę wytrwałości w pracy z moim ojcem. Julia.
P. S. Trudno cię okiełznać pod TYM względem, Tygrysku.
   Obudził go dźwięk zamykanych drzwi. Obejrzał się w drugą stronę. Nie było jej. Zaklął pod nosem i opadł zrezygnowany na poduszkę. Tak bardzo mu się podobała. Nie miało dla niej znaczenia, że jest stażystą w kancelarii jej biologicznego. Nie chciała się w ten sposób na nim odegrać, ale tylko rozerwać. Ostatnio dużo przeszła, a to mógł być ostatni raz w życiu, kiedy ją widział. To mu się zbytnio nie spodobało.
   Wstał, by się wykąpać, po drodze zapalił światło i zauważył świstek papieru pozostawiony przez Gregorczyk. Przeczytał jego treść i uśmiechnął się.
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo - skomentował ostatnie zdanie.
   Obróciła się przez ramię. Już nie spał. Wsiadła do samochodu i kątem oka spostrzegła, jak, stojąc w oknie, patrzy na jej wyjeżdżający z parkingu samochód.
   Wbiegła po schodach przemoczona do ostatniej nitki. Akurat, jak wysiadła z auta lunął deszcz i rozhulał się na całego. Zaczęło walić piorunami. Szybko się wykąpała i położyła spać. Po dniu pełnym róznorakich wrażeń była wręcz nieprzytomna. Po kilku minutach oddała się w objęcia Morfeusza.
   Nie otwierając oczu, próbowała wymacać na półce nocnej swój dzwoniący telefon. Przesunęła po ekranie zieloną słuchawkę.
- Tak? - jej głos był wyraźnie zaspany.
- Obudziłem cię?
- Trochę. Co jest?
- Wpadnij dziś do kancelarii. Dam ci klucze. Mieszkanie jest urządzone. Będziesz musiała tylko zabrać swoje rzeczy osobiste i trochę sobie w nim posprzątać.
- Dobrze. Dzięki, tato. Idę dalej spać. Wpadnę później.
- Idź, idź. Dopiero dziewiąta. Dziwnym trafem mój stażysta też się spóźnia.
- Skąd wiesz? - warknęła.
- Widziałem, jak na ciebie patrzył, jak ostatnio ode mnie wychodziłaś. Kolorowych snów - rozłączył się.
   Odłożyła komórkę i odpłynęła.
   Minęła próg budynku. Przy ladzie w recepcji stał Robert i rozprawiał zaciekle z sekretarką. Przywitała się. Jej ojciec właśnie miał spotkanie z klientem. Zajęła miejsce koło swego znajomego i cierpliwie czekała.
- Wyspałaś się? - błękitne tęczówki mężczyzny zwróciły się w jej stronę.
- Ktoś mi w tym próbował przeszkodzić. Z powodzeniem niestety.
- Muszę to zanieść Grześkowi - Dominika wzięła do ręki plik papierów. - Jakby ktoś dzwonił to odbierajcie.
- Damy radę - Małaszyński puścił oko córce najlepszego mecenasa w województwie łódzkim. - Dlaczego uciekłaś? - spytał, gdy zostali sami.
- Nie chciałam, żebyś się przestraszył, jak mnie rano zobaczysz. No wiesz, pierwsze pół godziny to faza zombie.
- Ładne musi być to zombie - pogryzł dolną wargę. - Szkoda, że się o tym nie miałem, jak przekonać - założył jej za ucho kosmyk włosów.
- Zaraz ktoś tu może wejść i ta dwuznaczna sytuacja wcale nie musi być odczytana na twoją korzyść - chwyciła jego dłoń i odsunęła ją od swojej twarzy. - Mizianie się w tym miejscu to nie jest dobry pomysł.
- Masz do mnie uprzedzenie czy boisz się, że twój tata się dowie? - uśmiechnął się zalotnie.
- Tata wie, a co do uprzedzenia... - zamyśliła się. - Po prostu nie potrafię szybko darzyć ludzi zaufaniem. Jedyną osobą, której ufam, jest mój tata, a i tak rzadko z nim rozmawiam i nie mamy dla siebie czasu.
- A mama? Przyjaciele?
- Nie umiem znaleźć tych prawdziwych. Mama? Nie mam mamy. Zostawiła mnie i ojca, w dniu moich szesnastych urodzin. Najgorszy dzień w moim życiu.
- Przepraszam.
- Nic się nie stało. Przecież nikt nie mógł ci o tym powiedzieć.
- Ty możesz mi powiedzieć więcej - uśmiechnął się i pocałował ją czule.
- Robert - wydała z siebie pomruk sprzeciwu. - Mówiłam, nie tutaj.
- Nie moja wina, że mi się tak podobasz.
- Przestań. Jedna noc nic nie znaczy.
- Przecież napisałaś... - posmutniał.
- Wiem, co napisałam - splotła palce ich dłoni. - Chodzi o to, że się wyprowadzam i prawdopodobnie dziś widzimy się po raz ostatni.

__________

Witam.

Jednodniowy poślizg.
Przepraszam, ale od rozpoczęcia roku szkolnego, na którego wcale nie czekam, może to się zdarzać częściej. Zaczynam liceum i pewnie będę miała grafik zawalony do granic możliwości.

Pod ostatnim rozdziałem było mniej niż dziesięć Waszych komentarzy.
Przykro mi się na to patrzyło, bo sądząc po ilości informowanych przeze mnie osób i obserwujących ten blog na luzie powinno ich być dwadzieścia.
Mam wrażenie, że szmacę w tym opowiadaniu.
Komentujcie, bo to motywuje i daje kopa, a jak się widzi kilka komentarzy,
to aż się nie chce dodawać rozdziału.

Do następnego, Susan.

sobota, 23 sierpnia 2014

5. Czasami potrzebny jest nagły zwrot akcji.

   Przeczesała dłonią  włosy i weszła do kuchni. Przez duże okno wypadały liczne promienie słońca. Uchyliła je, wpuszczając do mieszkania pozornie świeże, a przynajmniej chłodne powietrze. Pochmurne niebo i siąpiący deszcz skutecznie obniżyły temperaturę, która jeszcze kilka dni temu wskazywała ponad trzydzieści stopni Celsjusza.
   Wskoczyła na blat, jedną ręką wyciągnęła mleko z lodówki, a drugą płatki śniadaniowe z górnej szafki. Wsypała sobie do buzi czekoladowe kuleczki i zapiła je białym płynem. Szybkie śniadanie, lecz dla niej typowe. Zjadła kilka garści i udała się do łazienki. Przemyła twarz, wykonała subtelny, dzienny makijaż, ubrała się w jasnoniebieskie dżinsowe rurki, błękitną bluzkę na szerokich ramiączkach z niedużym dekoltem i wyszczotkowała zęby. W przedpokoju wcisnęła na stopy niebieskie trampki przed kostkę, narzuciła na siebie długi, granatowy kardigan, który wisiał akurat na wieszaku, i chwyciła kluczyki od samochodu. Wyszła z mieszkania, zakluczając za sobą drzwi i zbiegła po schodach na parking. Szybko przemieściła się spod klatki do swojego czarnego BMW X6. Odpaliła silnik i z piskiem opon wyjechała z obejścia bloku.
   Zaparkowała pod kancelarią ojca. W hallu, na którym znajdowały się drzwi do gabinetów mniej lub bardziej renomowanych mecenasów, spotkała nowego stażystę. To jego mijała kilka dni temu na ulicy. Ciemny blondyn, wysoki, przystojny, pokaźnej muskulatury. To jego skojarzyła z postacią Chase'a z serialu o doktorze Housie. Sekretarki nie było.
- Gdzie Dominika?
- Poszła na lunch. Mogę w czymś pomoc? - stanął przed nią z teczkami pełnymi akt sądowych.
- Ojca szukam. Nie ukrywam, że to niecodzienna sytuacja, więc dobrze by było, gdyby się znalazł.
   Młodzieniec rozejrzał się po pomieszczeniu. Duże, solidne biurko z ladą, w kącie szklany stolik i dwie skórzane kanapy, ogromne okna budynku z widokiem na elektrownię i wszędzie obecne duże płytki z białego, zimnego marmuru.
- Chyba jest trochę zajęty - powiedział półszeptem, zbliżając się do niej lekko.
- Gówno mnie to obchodzi. Muszę z nim porozmawiać. Tu i teraz!
- Chyba nie masz zamiaru tam wchodzić? - spytał przestraszony.
- Ja? Nie. Macie przecież telefon w recepcji.
- Podoba mi się twój tok myślenia - uśmiechnął się, ukazując pełne uzębienie.
   Weszła za ladę i chwyciła telefon do ręki. Na spisie wiszącym nieopodal niego odczytała numer do biura swego ojca. Połączyła.
- Tak, Dominiko? - usłyszała głos "płodziciela".
- Jest Pan proszony do hallu.
- Jestem zajęty.
- To pilne.
- Jak bardzo?
- Piekielnie.
- Dobrze. Proszę dać mi dwie minuty.
   Odłożyła słuchawkę na miejsce i zerknęła na stażystę. Opierał się na łokciach, wpatrując się w nią, jakby była co najmniej Mona Lisą. Uniosła lekko brew, czekając aż się odezwie.
- Przepraszam - zamrugał kilkakrotnie. - Nieprzyzwoite byłoby umówić się na randkę z córką szefa?
- Jeżeli chcesz to zrobić tylko po to, by zaciągnąć ją do łóżka to chyba tak - odpowiedziała, stając koło niego i poprawiając mu czarny, wąski krawat. - Faceci w garniturach są cholernie seksowni, ale prawnicy to zazwyczaj snoby, chodzący na mecze tenisa lub grający w golfa.
- Wolę piłkę ręczną na przykład. Poza tym, skoro tak ci się podobam to może dasz namówić się na kolację?
- Przyszłam tu do ojca, nie do ciebie, Kotku - pocałowała go w czubek nosa.
- Też mi się podobasz...
- Widzę, że masz co robić - wskazała akta. - Powodzenia.
   Z gabinetu jej ojca wyszła jedna z prawniczek, a klon Chase'a zmył się do swego tymczasowego biura.
- Proszę do mnie - zza drzwi wyłonił się jej biologiczny. - O, Julia - rzekł zmieszany.
- Cześć, tato - uśmiechnęła się sztucznie. - W dupie mam z kim sypiasz, potrzebuję pomocy - wycedziła przez zęby, mijając go.
- Co się stało?
- Zmieniam uniwersytet. Wiem, że mamy mieszkanie w Gdańsku. Potrzebuję go - powiedziała rzeczowo.

__________

Witam.

Od tego rozdziału jako Susan. Musiałam coś zmienić. Skrócić pseudonim autorski, wstawić inne zdjęcie... Oczywiście nie moje, bo nie chcę, żeby ktoś mnie posądzał o zepsucie jego sprzętu elektronicznego.
Cóż, tak to jest, jak się ma szpetną twarz.

Rozdział może nie iście zaskakujący, ale pobudzający wyobraźnię.
Odsłaniający część sceny, na której znajdują się nowi bohaterowie.
Postaci, a przynajmniej jedna, która może nieźle namieszać. Nie tylko w opowiadaniu i głowie głównej bohaterki, ale również w Waszych.

Proszę o komentarze, bo znów trochę podupadliście w tej dziedzinie.
Mi to naprawdę pomaga i aż chce mi się tu zaglądać, publikować dla Was.

Pozdrawiam, Susan.

niedziela, 17 sierpnia 2014

4. Zaufanie zdobywa się każdego dnia.

   Otworzyła drzwi i zaprosiła go do środka. Uśmiechnął się i przekroczył próg. Przekręciła klucz w zamku. Nie chciał nic do picia, więc od razu usiedli na kanapie. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Automatycznie po jej policzkach popłynęły łzy. Oplotła mu ręce wokół pasa i podkurczyła nogi pod brodę. Wolną dłonią głaskał ją delikatnie po włosach. Podał jej pudełko chusteczek leżących na stoliku obok. Wydmuchała nos kilkakrotnie i usiadła po turecku.
- Może powiesz mi co się stało? Znaczy się, jak cię ten idiota skrzywdził.
- Zerwał ze mną, przedstawiając mi swoją nową dziewczynę. Ten cham mnie zdradzał i upokorzył, jakby po prostu nie mógł mi tego powiedzieć na osobności, a ta parszywa idiotka non stop się uśmiechała. W życiu nie czułam się gorzej. Nie chcę go więcej wiedzieć na oczy. Nigdy - wycedziła ze złością przez zęby.
- Dupek. Niech ja tylko go kiedyś spotkam. Nogi z...
- Stop! - ujęła jego twarz w dłonie. - To moja sprawa. Nie możesz jej załatwić za mnie. Teraz muszę się wyprowadzić z Bełchatowa, przenieść z jednego uniwersytetu na inny... Zrobić wszystko, by więcej go już nie spotkać.
- Gdzie chcesz się przeprowadzić?
- Nie wiem. Jak najdalej stąd, ale gdzieś, gdzie jest dobry uniwersytet.
- Może do Gdańska? Co studiujesz?
- Prawo.
- Wydział prawa na bank się znajdzie na Uniwersytecie Gdańskim. Wszystko ułożysz sobie od nowa, a w razie czego będę niedaleko i w każdym momencie... - założył jej kosmyk włosów za ucho. - Jeden telefon i masz moją pomoc. O każdej porze dnia i nocy, Jula, każdej, rozumiesz?
- Nie mogę być dla ciebie ciężarem. Dam sama radę. Zawsze tak było i zawsze będzie. Stara zasada: umiesz liczyć, licz na siebie.
- Od dziś możesz liczyć też na mnie. Pamiętaj - uśmiechnął się.
- Nie umiem szybko obdarzać ludzi zaufaniem. Nie potrafię, a ty nie jesteś wyjątkiem i nigdy nie będziesz. To uprzedzenie kryje się w mojej psychice. To nie puzzle, że przełożysz sobie jeden element i wszystko będzie "cacy". Nic nie będzie. Przez wiele lat nie było i nagle to ma się zmienić?! - wyraźnie uniosła głos.
- Co się z tobą dzieje? Wiem, że masz trudny okres w życiu, ale to wcale nie oznacza...
- Wyjdź. Chcę być sama. Starczy już tego współczucia. Jeszcze chwila i zacznę nim rzygać.
- Jesteś pewna? - wstał z miejsca.
- Tak - pokiwała głową. - Jestem pewna. Nie jestem przyzwyczajona, że ktoś się o mnie non stop troszczy. To dla mnie nienormalne, nienaturalne, wręcz dziwaczne.
- Przecież miałaś chłopaka... On nie opiekował się tobą?
- A jak miał to robić? Przytulał mnie, całował... Rozmawiał, potrafił zadzwonić o drugiej w nocy i spytać czy śpię. Kochał mnie, a potem coś się zepsuło. Wyjechałam z przymusu do Hiszpanii na wymianę. Kilka miesięcy zrujnowało całe moje życie. Zdradził mnie. Znalazł sobie inną i bał się wyznać mi prawdę. Wróciłam kilka dni temu i zastałam taki stan rzeczy. Posypałam się - łza spłynęła po jej policzku. Otarła ją wierzchem dłoni. - Idź już. Spotkamy się za jakiś czas.
- Na pewno? Nie chcę stracić z tobą kontaktu - spojrzał jej głęboko w oczy.
- Z racji zawodu, który chce wykonywać, nie potrafię kłamać. Czuję się, jakbym cały czas mówiła pod przysięgą. Jeżeli powiedziałam, że się spotkamy to tak będzie.
- Kiedy?
- Umówimy się później. Nie mam teraz do tego głowy. Chcę być sama. Muszę sobie wszystko poukładać od nowa.
- Jakbyś nie znalazła mieszkania...
- Zostaw mnie samą, proszę. Niedługo przestanę słyszeć własne myśli.
- Dobrze. Do zobaczenia - skierował się w stronę drzwi.
- Cześć.
   Wyszedł i zaraz po tym usłyszał dźwięk klucza przekręcanego w zamku. Tak, jak uprzednio zbiegł schodami i znalazł się w otoczce chłodnego, letniego wieczoru. Minęło go młode małżeństwo z wózkiem dziecięcym i psem na smyczy. Ten obrócił łeb w jego stronę. Czarne oczy setera irlandzkiego przypatrywały mu się uważnie i jakby rozumiały jego sytuację, beznadziejną wręcz.

__________

Witam.

Dodaję trochę szybciej, ponieważ pod poprzednim rozdziałem znalazło się dziesięć Waszych komentarzy! Oby tak dalej!

Każdy komentarz to mała cegiełka budująca chęć do publikowania kolejnych części opowiadania.

Dziękuję za wszystkie miłe słowa! One naprawdę pomagają.

Pozdrawiam, Zuza.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

3. Jeden siatkarz jeszcze nigdy sam meczu nie wygrał.

   Piłka uderzyła w jego przedramiona i powędrowała na około drugi metr, a pierwszy rozgrywający biało-czerwonych, Fabian Drzyzga, wystawił ją do Piotra Nowakowskiego, który wsadził gwoździa kolegom z drużyny znajdującym się po drugiej stronie boiska. Pokaźna wystawa oraz niemalże perfekcyjne przyjęcie i idealnie wykończona akcja. Gdyby tak wyglądały wszystkie w czasie meczów reprezentacji to Stephane byłby noszony na rękach przez prezesa PZPS-u.
   Tradycyjnie ucieszyli się ze zdobytego punktu, obejmując się w szóstkę.
- Oby więcej takich przyjęć, Mikuś! Zajebiste to było. Pit, piękny gwóźdź!
   Spojrzał na środkowego i uśmiechnęli się do siebie. Na boisko wbiegł Karol Kłos, zmieniając pod siatką Krzysztofa Ignaczaka, a Cichy poszedł na zagrywkę, otrzymując piłkę od statystyka, Oskara Kaczmarczyka.
   Kubiak przyjął piłkę, jak na kogoś, kto niedawno miał zdjęty gips, to ręki nie wstrzymywał, a i przyjęcie miał nad wyraz dobre. W formie był nadal. Złamane palce w niczym mu nie przeszkodziły. Odrodził się, jak Feniks z popiołów.
   Akcję wykończył Bociek. Młody, rezolutny, nie przez wszystkich lubiany ze względu na to, że zajął miejsce Bartmana, ale jak widać lepszy od niego, skoro Antiga wybrał go do odpowiedzialności za Orzełka na piersi. Jeszcze trochę brakuje mu oszlifowania, ale będzie godnym zastępcą Mariusza Wlazłego, od którego ma możliwość się uczyć i przypatrywać jego technice.
   Po zakończonym treningu chłopaki udali się do szatni pod prysznic. Nie obyło się bez wścibskiego kadru kamery Krzysia. Musiał trochę pocieszyć oczy i serca kibiców. Mimo, iż każdy z kadrowiczów czasem miał gorszy humor i zdarzało się pokazać do niej środkowy palec, cieszyli się, że ludzie, którzy ich wspierają, mogą zobaczyć jacy są na prawdę. Poznać swoją reprezentację narodową od środka, od kuchni. Mogli ukazać, jacy są na codzień i być pewni, że kibice kochają ich prawdziwe oblicza.
- Mikuś, jak tam po treningu? - Igła prawie wsadził mu obiektyw w nos.
- Super - dłonią odsunął trochę urządzenie. - A u ciebie, Krzysiu?
- Lata już nie te...
- Co ty! Przecież w tobie młodzieńcza krew płynie! - puścił mu oko.
- Racja, racja! Wyćwiczony jestem, jak Schwarzenegger!
- Zestaw plażowy zrobiony? - wtrącił trener przygotowania fizycznego.
- Nie widać? - zaśmiał się Ignaczak.
- Nie, no... Byki jesteście!
- A jacy przystojni!
   Cała kadra wybuchnęła śmiechem. Kamera ruszyła w stronę Grześka. Ten wyszczerzył się i wskazał na swoją koszulkę treningową.
- Najpiękniejsza, bo z ojczystą flagą. Co tam, Krzysiu? Szukasz czegoś? Zgubiłeś coś?
- Mózg, kurwa - za plecami libero śmignął Dziku, a zaraz za nim obiektyw.
- Jest i nasz milutki Misiu!
- Spierdalaj, Igła.
- Widzę, że jesteś dziś w dobrym humorze!
- Kurwa, musisz łazić z tą kamerą teraz? Blokujesz przejście, a już dawno byłoby po sprawie i moglibyśmy wracać do hotelu.
- Zaraz go przestawimy - Boci wstał z miejsca i złapał kamerzystę za ramiona.
- Sam się usunę! - skierował kadr na siebie. - Nie chcą nas. Do zobaczenia!

   Wpisała numer przyjmującego do spisu kontaktów i długo zastanawiała się czy do niego zadzwonić. Było już trochę późno, Słońce zaszło przed kilkudziesięcioma minutami, a do niej powróciły wspomnienia. Łzy stanęły jej w oczach. Połączyła się.
- Tak?
- Cześć, Mateusz - pokonała gulę w gardle. - Mogłabym skorzystać z twojego ramienia? Zebrało mi się na rozpacz...
- Będę za dziesięć minut. Nie rozklejaj się, Mała.

__________

Witam.

Jestem na wyjeździe i dopiero dorwałam się do hasła na Wi-Fi. Bogu dzięki!

Powiem szczerze, że z pierwszej części rozdziału jestem zadowolona, a reszta to totalna kaszana.

K o m e n t u j c i e, to motywuje, a po ostatnim rozdziale widzę, że ta czynność nie należy do Waszych ulubionych niestety.
Mi to naprawdę pomaga, ludzie.

Pozdrowienia z podkarpackiego, Zuza.

sobota, 2 sierpnia 2014

2. Czas nie leczy ran, on tylko je goi.

- Dziewczyno, co ty ze sobą robisz? - mruknęła, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
   Pogrążone, zaczerwienione oczy, zapuchnięte policzki, poprzegryzane wargi, rozczochrane włosy i rozmazane strugi czarnego tuszu do rzęs. Otarła wilgotną twarz, pozostawiając na swych dłoniach kreski niczym kolejowe tory. Wydmuchała nos i wyrzuciła chusteczkę do kosza.
   Usłyszała pukanie do drzwi. Pospiesznie umyła buzię i, rozczesując niesforne kosmyki. Spojrzała w judasza i rzuciła szczotkę na kanapę stojącą kilka metrów za nią.
- Co Pan tu robi, do jasnej cholery?
- Miłe powitanie. Dzień dobry, proszę Pani. Zgubiła Pani coś, jak wkurzona na cały świat wyjmowała Pani portfel z torebki, by dać mi pieniądze na naprawę szybki mojego telefonu.
- Co niby zgubiłam? Poglądy polityczne? - zaśmiała się.
- Dowód osobisty, proszę Pani - podał jej plastikowy kartonik ze zdjęciem. - Dobrze, że mieszka Pani tam, gdzie ma Pani meldunek... Inaczej bym Pani nie znalazł, Pani, a właściwie Panno, Gregorczyk.
- Skończył Pan, Panie Mika? Mogę już wrócić do swoich zajęć? Panu również polecam przygotowywanie się do zgrupowania.
- O, kibic! Szkoda tylko, że ze złamanym sercem .
- Co? Skąd wiesz?! - chwyciła go za koszulkę i wciągnęła do środka, zamykając z trzaskiem drzwi.
- Bo zamki powypadają. Kiedy przeszliśmy na "ty"? - uniósł brew.
- Skąd wiesz?!
- Myślisz, że nie widzę twoich zapłakanych oczu i zaschniętej krwi na ustach? Nie jestem ślepy, Mała.
- To, że jesteś ode mnie wyższy prawie trzydzieści centymetrów nie oznacza, że możesz na mnie mówić "Mała". Wyobraź sobie, że posiadam imię.
- Dobrze. W takim razie sądzisz, że jestem ślepy, Julka?
- Nie. Tylko dlaczego mój eks nie był taki wyrozumiały i zerwał ze mną, przedstawiając... - ugryzła się w język. - Już i tak za dużo powiedziałam. Starczy. Dzięki za dowód i powodzenia w kadrze oraz klubie.
- Chcesz się komuś wyżalić? Służę pomocą i ramieniem, na którym można sobie popłakać, a trochę miejsca na łzy jest - uśmiechnął się.
- Jak będę potrzebować wsparcia to dam znać... Jakoś.
- Nie trzeba "jakoś". Daj mi kartkę i długopis.
   Podeszła do komody pod telewizorem i z jednej z szuflad wyjęła to, o co prosił. Podała mu potrzebne rzeczy. Dotknęła przy tym jego długich palców. W porównaniu z jej były gorące, jak nagrzane kamienie w saunie. Zerknął na nią i uścisnął jej dłoń.
- Zimno ci? - w jego oczach było widać zmartwienie.
   Nie znał jej, a troszczył się o nią. Przynajmniej próbował.
- Nie - zabrała szybko rękę.
- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy - jego głos był spokojny, a i ten spokój jej się udzielał. - Tu masz mój numer - podał jej zapisany skrawek papieru. - Zadzwoń wieczorem albo wyślij smsa. Będziesz mogła się wygadać.
- Kobieta nie musi mówić, kobietę trzeba zrozumieć. Zapamiętaj to, będziesz miał lżej w relacjach damsko-męskich.
   Otworzyła drzwi i subtelnym gestem wskazała mu klatkę schodową. Przykleiła sobie do twarzy sztuczny uśmiech i czekała, aż wyjdzie.
- Gregorczyko-mikowych też? - zatrzymał się przed progiem.
- Nie dość, że przychodzisz do mojego mieszkania nieproszony, jesteś winny siniakowi na moim prawym ramieniu i zapisujesz moje ostatnie karteczki, to jeszcze próbujesz mnie poderwać? Przeginasz, Mika. Wyjazd, Wielkoludzie! - popchnęła go za drzwi. - Nie mam nastroju do flirtowania. Przykro mi - zamknęła je.
- Mi również - mruknął pod nosem, zbiegając po schodach. - Mi również, Mała.

__________

Witam.

Troszeczkę wcześniej niż poprzednio, ale to nagroda dla Was ode mnie za przyzwoitą ilość komentarzy pod pierwszym rozdziałem.
Mam nadzieję, że pod tym będzie jeszcze więcej albo co najmniej tyle samo.

Komentujcie, to naprawdę motywuje i pobudza do działania!

Oby i ten rozdział przypadł Wam do gustu. Chyba nie jest aż taki zły. Zachwycający też nie, ale przynajmniej da się to czytać.

Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach wpiszcie się do "Czytelników".

Pozdrawiam, Zuza.